Buffy - Postrach wampirów: Zaginiony pogromca; cz. II: Mroczne czasy

  • szt.
  • 15,00 zł
  • Niedostępny

NAKŁAD WYCZERPANY. NIE MA MOŻLIWOŚCI ZAKUPU KSIĄŻKI.

 

KSIĄŻKI OPARTE NA HITOWYM SERIALU TELEWIZYJNYM Przystosowanie się Buffy do życia na wyższej uczelni w Sunnydale nie przebłaga zbyt płynnie. Czuje się niezręcznie, niepewnie, poza tym trochę zazdrości Willow, która aktywnie uczestniczy w życiu szkoły. Więc gdy Buffy we śnie ukazuje się duch zmarłej Lucy Hanover i obwieszcza nadchodzące niebezpieczeństwo, dzieje się to w najgorszym możliwym momencie. Zresztą dookoła jest już wystarczająco wiele zła. W Sunnydale zjawia się zorganizowana grupa wampirów, działająca z nietypową dla tego gatunku jednością. Giles sądzi, że czary pomogą w walce z tymi przeciwnikami, lecz napięcie między Buffy i Willow przeszkadza gangowi w polowaniu na demony. Wkrótce chwila nieuwagi powoduje, że Buffy przenosi się w inny przyszły wymiar, gdzie niepodzielnie rządzą wampiry. Uwięziona w swoim ciele dwudziestoczterolatki, musi odkryć, na czym polegał jej błąd i naprawić go - albo stanąć twarzą w twarz z przerażającym monstrum, jakie sama stworzyła…

Rok wydania: 2003
Stron: 128
Oprawa: broszura
Format: 125/195
Pakowanie: 60
Tłumacz: Piotr Maksymowicz

Fragment tekstu:

Prolog
Rozerwana.

Buffy została nagle i boleśnie pociągnięta do przodu w czarno-czerwoną czeluść. Czuła się tak, jakby oderwano jej twarz i wsysano ją coraz głębiej i głębiej w czarną otchłań, podczas gdy cała reszta jej ciała pozostała w tyle, ciało, krew i kości. Czym teraz była? Umysłem, sercem i duszą. Twarzą. Oczami, uszami i ustami. Słowami.
Wokół niej w nieskończonej ciemności kręciły się czerwone wiry, mijając ją, gdy coraz bardziej pogrążała się w głębinę. Tak jakby cały wszechświat krwawił z otwartej rany.
We mgle, która spowijała jej umysł, nagle spłynęło na nią olśnienie.
To wcale nie jest wizja. Jakimś sposobem jej duch został wyrwany z ciała i teraz odbywał bezwładnie daleką podróż w kierunku jakiegoś odległego punktu.
Buffy poczuła, że traci jasność myśli, że zanika jej jaźń. Coś nieustannie wciągało ją w nicość. I jeszcze dalej… Weszła w stan podobny do hibernacji, była świadoma, lecz nie potrafiła reagować na otoczenie.
Wtem poczuła, że jednak ta otchłań ma jakiś koniec. Gdzieś przed nią znajdowała się bariera, ściana, w kierunku której leciała. Zbliżała się nieuchronna kolizja. Wpatrywała się w ciemność, lecz teraz wszystko widziała czarne, zupełnie jakby straciła wzrok. Bez względu na to, czy rzeczywiście oślepła, czy też nie, czuła bliskość nieuniknionego uderzenia.
Katastrofa.


Zimna woda chlusnęła ją w twarz.
Zdumiona Buffy spojrzała na swoje rozczapierzone palce, na popękaną, brudną umywalkę, na płynącą z kranu wodę. Instynktownie podniosła wzrok, by zerknąć w lustro, które powinno być nad umywalką, lecz ściana była pusta.
Oczywiście, że nie ma lustra. Zabrały je pierwszego dnia, pomyślała. Przypomniała sobie tamten czas, pięć lat temu, gdy Twarz Clowna i Buldog wrzucili ją do tej celi, pobitą, krwawiącą, prawie nieprzytomną. Nie chcieli, żebyś podcięła sobie żyły.
Niczym zastraszone zwierzę Buffy powiodła wzrokiem po pomieszczeniu. Cela. Kraty w dwóch wysoko umieszczonych okienkach z trudem przepuszczały światło z zewnątrz. Otaczały ją trzymetrowe kamienne ściany. Stalowe drzwi z mnóstwem nitów, lecz bez klamki, gałki, nawet bez dziurki od klucza po tej stronie.
To zostało zbudowane specjalnie dla mnie.
Chwyciła się rękami za głowę, zaciskając oczy. Po chwili otworzyła je, by ponownie spojrzeć dookoła, obejmując się mocno ramionami. Buffy wiedziała. Nie wiadomo skąd, ale wiedziała.
Niemożliwe.
A jednak to nieunikniona prawda.
Była w tej celi już od dawna. Niechętnie, obawiając się tego widoku, popatrzyła na swe dłonie. Twarde, szorstkie, z liniami, jakich wcześniej tam nie było. Przeciągnęła się, poczuła swoje ciało i spojrzała na siebie.
Nie była szczuplejsza niż w przeszłości, lecz twardsza, bardziej zwarta. Miała mięśnie, jakie niegdyś widziała w magazynach i w telewizji u sportsmenek, których całe życie polegało na ćwiczeniach, treningu i wysiłku.
Lecz w niej nie było nic ze sportu.
Ciało Buffy było naprężone i niebezpieczne. Czuła to, nawet gdy się poruszała. Czuła się jak śmiercionośna broń.
Pod warstwą kurzu.
Ta cela. Nieskończone dni i noce w samotności, pośród tych czterech ścian, gdzie bezlitośnie ćwiczyła swe ciało, aż przybrało taką postać. Wampiry z wytatuowanymi twarzami i pomarańczowym ogniem w oczach. Karmiły ją, utrzymywały przy życiu, ale nic ponad to. Żadnej rozmowy, nawet gróźb. Pozostawała przy zdrowych zmysłach tylko dzięki treningowi ciała, rozmyślaniom o dniu, kiedy ucieknie.
Z biegiem czasu nawet te myśli gdzieś się rozmyły, pozostawiając jedynie ćwiczenia. Nadzieja znikła.
To nie są moje wspomnienia. Nie mogą być. Pamiętam wczorajszy dzień. Zabrali Gilesa. Camazotz urządza polowania w Sunnydale. W moim śnie zjawiła się Lucy Hanover, a potem Willow wywołała ją i…
Znowu popatrzyła na swoje palce. To naprawdę były jej własne ręce. Tak samo jak wspomnienia związane z tą celą - miesiąc po miesiącu pośród tych czterech ścian, żywienie się obrzydliwą bryją, którą jej dawali, czekanie na otwarcie drzwi.
Linie na jej dłoniach.
Minęło pięć lat od chwili, gdy znalazła się w tym pomieszczeniu.
- Nie - wyszeptała. To niemożliwe.
- Nie! - krzyknęła.
Z rykiem wściekłości i nienawiści, który wydobył się z jej piersi, rzuciła się na drzwi. Jej własne ciało wydawało się jakieś obce, ale poruszało się cudownie. Płynnie, z ogromną siłą, groźnie. Kopnęła w drzwi z wyskoku tak silnie, że aż zadrżała jej szczęka. Potem spadła na ziemię i uderzyła mocno głową w kamienne podłoże. Adrenalina rozsadzała jej żyły. Nie myślała o bólu. Zgięła się w pół i znowu była na nogach. Zaczęła kopać i walić w drzwi, lecz jedynym efektem było echo uderzeń rozlegające się w celi.
Minęło kilka minut. Zwolniła. Z trudem łapała powietrze.
Adrenalina ustąpiła. Ból czaszki, całego ciała, poranionych kłykci był jak najbardziej prawdziwy. Skórę na dłoniach zdarła do krwi. Sięgnęła ręką, by dotknąć tylnej części głowy, którą uderzyła o podłogę. Po chwili na palcach ujrzała krew.
Wszystko szybko się wygoi. Przecież jest Pogromcą. Jednak rany były prawdziwe. Wszystko działo się naprawdę.
Gdy uświadomiła to sobie ze zgrozą, gdy jeszcze raz oglądała swe pokaleczone ciało i celę, poczuła, jak walka z Camazotzem zaciera się w jej pamięci. Była zdesperowana, pragnęła za wszelką cenę ocalić Gilesa, więc wezwała na pomoc Lucy Hanover, ta zaś wywołała istotę znaną tylko jako Wieszczka, która obiecała pokazać Buffy wizję przyszłości. Wizja ta mogła pomóc w zapobieżeniu nieszczęściu, w ocaleniu Gilesa.
Wieszczka dotknęła jej.
Lecz to nie była wizja.
Cokolwiek uczyniła Wieszczka, Buffy nie miała już dziewiętnastu lat, lecz co najmniej dwadzieścia cztery, a może nawet dwadzieścia pięć. Jakimś sposobem owego dnia ta istota oderwała jej duszę od ciała i rzuciła ją w przyszłość, w to nowe ciało.
Pamięć tamtego dnia nieco przybladła. W sercu wiedziała, że to wszystko zdarzyło się ledwie chwilę temu, lecz zarazem wspominała zdarzenie z perspektywy kilku lat. Była też biała plama… czas, którego w ogóle nie pamiętała, czas, kiedy to została pojmana. Przerwa w pamięci dotyczyła okresu od dotknięcia jej przez Wieszczkę do dnia, gdy Twarz Clowna i Buldog wrzucili ją do tej celi.
Przez ponad pięć lat rozmyślała, co wydarzyło się w tym martwym punkcie jej pamięci.
Nie. To nie ja. Mnie tu nie było. To się nigdy nie wydarzyło. Lecz teraz nie mogła mieć cienia wątpliwości, że wszystko dzieje się naprawdę. Czuła każdy mięsień, każde zadrapanie, każdy ból. To było jej własne ciało, jej życie, lecz za sprawą niezrozumiałych wydarzeń została przemieszczona w starsze ciało, w mroczną, przerażającą przyszłość.
Mogła jedynie chodzić po celi. Ćwiczyć ciało. Trenować, oczekując chwili, gdy wampiry opuszczą gardę.


Mijały dni. Ćwiczyła, spała, myła się i znowu ćwiczyła. Przynosiły jej jedzenie przed świtem i po zmroku, zawsze uzbrojone, zawsze w co najmniej trzyosobowej grupie. Kazały jej stanąć w przeciwległym rogu, jakby obawiały się bliższego kontaktu. Była dla nich jak dzikie zwierzę.
Wtedy uśmiechała się.
Może dwa tygodnie później sprowadziły dziewczynę.
Było ciemno, gdy wrzuciły ją do celi. Była posiniaczona, lecz przytomna. Krwawiła. Miała ciemne włosy, ciemną skórę, egzotyczną urodę. Może to Włoszka. Wysoka, lecz młoda. Gdy spojrzała poprzez krew niepokornymi, dzikimi oczami, Buffy poznała, że to jeszcze dziecko. Miała szesnaście lat, może mniej.
Przez chwilę Buffy tylko stała i patrzyła na nią: pięć lat bez kontaktu z ludźmi sprawiło, że jej serce stało się nieczułe. Była dwiema osobami jednocześnie: twardą więźniarką i młodym wojownikiem. Nagle poczuła, jakby obudziła się w niej ta część świadomości, która miała wciąż jeszcze dziewiętnaście lat, która tkwiła zamrożona w tym ciele od chwili, gdy zrozumiała, co się wydarzyło.
Teraz odtajała.
Lód roztopił się, wydobywając jej prawdziwą jaźń.
Buffy podeszła do dziewczyny i wyciągnęła do niej rękę.
- Nic ci nie jest?
Tamta wyraźnie zmieniła się na twarzy. Zamrugała, otworzyła szeroko usta, dając wyraz swemu bezbrzeżnemu zdumieniu.
- O mój Boże - szepnęła łamiącym się głosem. - Ty jesteś… ty jesteś nią, prawda?
- Nie rozumiem.
Dziewczyna cofnęła się, wstała powoli z wyraźnym bólem i patrzyła na Buffy.
- Ty jesteś Buffy Summers. Widziałam zdjęcia.
- Tak? Jak wyglądam?
O dziwo, ta pobita, krwawiąca dziewczyna zaśmiała się. Był to dysonans, lecz mimo to całkiem miły dla ucha.
- Niesamowicie - powiedziała. - Wyglądasz niesamowicie.
- Kim jesteś? - spytała Buffy.
Jednak w myślach czuła, że zna odpowiedź.
- Jestem August.
Buffy uniosła brwi.
- Jak nazwa miesiąca?
- Takie mam imię - odparła dziewczyna ze złością. Otarła sobie spod nosa krew, która nie przestawała się sączyć. - Teraz ja jestem Pogromcą.
Buffy zamknęła oczy i pokręciła głowę, by oczyścić myśli. Zachwiała się lekko. W jej głowie kłębiło się mnóstwo pytań. Lecz jeśli ta dziewczyna była Pogromcą, to jaki los spotkał…
- Faith?
August pokiwała głową.
- Pół roku temu. Przez lata próbowali ją schwytać, tak samo jak… jak ciebie. Gdyby nie ona, mieliby w posiadaniu już całe Zachodnie Wybrzeże, a może jeszcze więcej. Przynajmniej tak twierdzi mój Obserwator. Podobno schwytali ją pod Los Angeles.
Ostrożnie, może nawet z pewną dozą lęku, dziewczyna spojrzała na Buffy.
- Czy byłaś tu bez przerwy? Przez cały ten czas?
Nie. Dopiero co tu przybyłam. Dwa tygodnie temu. To nie jest moje miejsce. To były pierwsze myśli, jakie przemknęły jej przez głowę, ale od razu wiedziała, że są odległe od prawdy.
- Cały czas - odpowiedziała. Odwróciła się do niej plecami i zaczęła miarowo przemierzać pokój. - A teraz mam towarzystwo.
- Ale czy nie próbowałaś…
Buffy odwróciła się gwałtownie w jej stronę.
- Każdego dnia - warknęła. - Co ty sobie myślisz? Przecież jestem Pogromcą.
- Jesteś jednym z wielu Pogromców - poprawiła August. - Nawet już nie tym głównym. I to od dawna. Rada nazywa cię Zaginionym Pogromcą. Nie używają nawet twojego imienia.
Buffy starała się przetrawić tę nowinę. W myślach sięgnęła pamięcią do momentu, gdy wiedziała, że naprawdę jest sobą. Tam pozostał jej umysł. A dusza… dusza została wyrwana w teraźniejszość, ciało zaś pozostało daleko…
Co się wydarzyło między tamtą a obecną chwilą? Gdzie się teraz znajdują? Co się stało z Gilesem?
- Jak duży teren kontroluje Camazotz i jego wampiry? - spytała.
August wydawała się niespokojna. Spojrzała na stalowe drzwi, potem zmierzyła wzrokiem Buffy.
- No więc? - ponagliła ją.
- Całe Sunnydale i kilka innych miast. W promieniu około pięćdziesięciu kilometrów.
- I nikt o tym nie wie?
- Nikt nie wierzy. Nikt nie chce wierzyć. Tym sposobem wygrywają. Mają pełną kontrolę, ale sprawiają wrażenie, że życie toczy się normalnie. Wielu ludzi chce im pomagać za namiastkę władzy.
- Boże - szepnęła Buffy.
- Więc stąd nie ma wyjścia? - spytała August z cichą rozpaczą, nawet jakby rezygnacją. - Próbowałaś wszystkiego?
- Pięć lat to dużo. Może teraz, gdy jesteśmy we dwie, będzie inaczej, ale oni pewnie zaczną przysyłać więcej strażników w porze wydawania jedzenia.
- Więc chyba nie mamy żadnego wyboru - powiedziała cicho August. W jej oczach pojawiły się łzy, które otarła z goryczą. Po chwili odetchnęła głęboko i uspokoiła się. Na jej twarzy widniał ogromny żal.
- Znowu cię nie rozumiem.
August patrzyła na nią jak na niedorozwiniętą.
- Wampiry uwięziły cię, bo w końcu nabrały rozumu. Jeśli Pogromca żyje, nie można ustanowić nowego. Trzymają cię tutaj… - Wyrzuciła ręce w geście niemal histerycznym. - A teraz trzymają tu nas obie, dzięki czemu nie będzie kolejnego Pogromcy.
- Masz wyjątkowy dar stwierdzania oczywistych faktów - powiedziała Buffy.
- A ty zamierzasz im na to pozwolić? Teraz już nic ich nie powstrzyma przed dalszą ekspansją. - August przygryzła wargę, pokręciła głową i objęła się ramionami, jakby chciała odrzucić natarczywe myśli.
- Sytuacja jest zła. Naprawdę zła - powiedziała Buffy, słysząc ból, a nawet rozpacz w swoim własnym głosie. - Ale dopóki nie zrobią czegoś głupiego albo nie opuści ich ostrożność, nic nie zdziałamy.
August zawinęła sobie za uszy kosmyki swoich krótkich czarnych włosów. Tym razem nie obdarzyła Buffy spojrzeniem swoich stalowoszarych oczu.
- Jest coś, co mogłabym zrobić - powiedziała cicho.
Buffy uniosła brew.
- Co takiego? Co mogłabyś zrobić?
W końcu August wbiła w nią ciężki wzrok. W jej oczach zabłysła twarda stal, dzikość, bunt. Chłód i stanowczość.
- Mogłabym cię zabić.

 

Rozdział 1

Mogłabym cię zabić.
Słowa odbiły się echem od kamiennych ścian, po czym nastała cisza. Z korytarza poza stalowymi drzwiami nie dochodził żaden dźwięk. Buffy Summers słyszała jedynie swój własny płytki oddech oraz oddech stojącej naprzeciwko szesnastoletniej dziewczyny, która właśnie wypowiedziała te niesamowite słowa.
Buffy zesztywniała, napięła wszystkie mięśnie i uniosła się na palcach. Od pięciu lat przebywała w tej ciasnej celi, gdzie kamienne ściany i stal służyły tylko jednemu celowi - aby nie wypuścić jej na zewnątrz. Przez pięć lat ćwiczyła swe ciało, aż stało się ono bardzo sprężyste, gibkie, silne, szybkie jak błyskawica… i jeszcze więcej. Wampiry przynosiły jej jedzenie, ubranie lub pościel zawsze w grupie, wyposażone w broń obezwładniającą, którą zresztą wykorzystywały. Nigdy, podczas nieudanych prób ucieczki, podczas widzianych oczami wyobraźni scen walki nie przypuszczała, że kolejna groźba nadejdzie ze strony innego Pogromcy.
August wyczuła niepokój Buffy i ledwie dostrzegalnie, subtelnie przybrała nieco bardziej agresywną postawę. Chociaż młodsza, ciemnowłosa dziewczyna była wyższa od Buffy i zapewne uznała, że to daje jej przewagę.
- Nie myślisz logicznie - powiedziała Buffy chrapliwym głosem. Tak rzadko go używała przez ostatnie lata.
August zadrżała. Niemal tryskała energią, jak kabel pod wysokim napięciem. Wysunęła język, oblizując wargi.
- Ja myślę całkowicie logicznie, Summers. To ty mówisz bez sensu. Rozejrzyj się dookoła. Jesteś zwierzęciem w zoo. Trzymają cię tu jak tygrysa w klatce, a ty im na to pozwalasz.
Jej słowa znowu odbiły się od kamiennych ścian. Dwie młode kobiety zaczęły wolno poruszać się po okręgu, obserwując się wzajemnie, szukając słabości potencjalnej przeciwniczki. Jakiś głos krzyczał głośno w głowie Buffy, żeby przerwać to szaleństwo. Był to głos jej młodszej jaźni, jakimś sposobem żyjącej w ciele dwudziestoczteroletniej kobiety. Obydwa umysły należały jednak do niej, więc zaczęły się przenikać. Mimo odczuwanej niechęci do walki, Buffy wiedziała, że bierne oczekiwanie ataku byłoby głupotą.
Ostrożność w obliczu groźby August była niezbędna. Dziewczyna - młody Pogromca - miała w oczach desperację, więc zdolna była do wszystkiego.
- Przez ponad trzy lata próbowałam uciekać za każdym razem, gdy otwierały się drzwi - powiedziała Buffy. - Z reguły obezwładniali mnie paralizatorem. Po jakimś czasie zdecydowałam, że zamiast tego będę się im uważnie przyglądać, by dobrze poznać ich psychikę. W ciągu pół roku znałam już wszystkich, znałam ich słabości, wiedziałam, jak odwrócić ich uwagę. Tylko na podstawie obserwacji i słuchania. Dwa dni przed planowaną przeze mnie ucieczką wymieniono wszystkich strażników. Ktoś wiedział, ktoś domyślał się, co robię, do czego się przygotowuję.
- No właśnie - rzekła ponuro August. Potrząsnęła rękami, spoglądając wrogo na Buffy. - Jesteś ulubionym zwierzaczkiem. Twój pan zna cię zbyt dobrze.
Buffy zamarła.
- Nie mam żadnego pana.
- Rozejrzyj się. Mogliby tu zainstalować karuzelę, taką jak dla chomików w klatce.
Buffy cofnęła się o krok, by kątem oka widzieć August, po czym rozejrzała się po celi. Ściany były z kamienia, lecz na podłodze leżało kilka dywanowych chodników. W rogu stał plastikowy regał, a na nim sterty dżinsów, białe kamizelki i bluzy, które stanowiły jedyne ubranie, dostarczane przez wampiry. Wszystkie bluzy miały nadruk University College Sunnydale - Buffy była przekonana, że to z czystej złośliwości. W celi znajdowało się też przytwierdzone do podłogi metalowe łóżko, którego wszystkie elementy były dokładnie zespawane, aby nie wykorzystała jakiejkolwiek części w charakterze broni. Oczywiście, w pomieszczeniu nie było żadnego przedmiotu wykonanego z drewna, jako że po odłamaniu ostrej drzazgi mogłaby ona posłużyć do ataku na prześladowców.
- Nie rozumiem tego, co dla ciebie wydaje się takie oczywiste - powiedziała Buffy. - Potrzebna im jestem żywa. Dlatego dają mi jedzenie, wodę i ubrania.
August pokręciła głową. Można by rzec, że na jej twarzy malowała się pogarda, gdyby nie goszczący na niej smutek.
- Skoro przez cały ten czas zdawałaś sobie sprawę, że nie możesz uciec, mogłaś wymyślić jakiś sposób, aby cię zabili. A gdyby to nie wypaliło, mogłaś popełnić samobójstwo. Na przykład rozbić tę porcelanową umywalkę, odłamkiem podciąć sobie żyły i wykrwawić się na podłodze. Nie zrobiłaś tego. Dlaczego?
Buffy z niedowierzaniem pokręciła głową.
- Więc to jest według ciebie wyjście z sytuacji? Czego nauczyli cię członkowie Rady? Ja jestem Pogromcą. Gdy tylko się wydostanę, zapłacą mi za to jak wszyscy diabli.
Chociaż starała się być ostrożna, zatrzymała się na chwilę, porażona absurdalnością patetycznych stwierdzeń August.
August poruszyła się. Jednym płynnym ruchem, tak szybkim, że Buffy niemal nie miała czasu na reakcję, skróciła dystans między nimi i uderzyła całą siłą z bekhendu. Cios wylądował na policzku Buffy, która zatoczyła się, lecz po chwili stanęła w gotowości, oczekując kolejnego ataku.
Ten jednak nie nastąpił.
August po prostu stała i patrzyła na nią rozwścieczona. Łzy płynęły strużkami po jej policzkach.
- Jak możesz być tak arogancka? - spytała ostro. Kosmyk włosów opadł jej na oczy, lecz nie odgarnęła go. - Jesteś tylko jednym z Pogromców, lecz nie tym głównym. Nie jesteś już najważniejsza. Teraz ważne jest to, aby na wolności znalazła się osoba, która będzie z nimi walczyć. Mówisz, że gdy tylko się wydostaniesz, oni zapłacą ci za to jak wszyscy diabli. Tak powiedziałaś. Już teraz jest tam prawdziwe piekło, Summers.
Przez całe ciało Buffy przeszedł lodowaty dreszcz. Wszystko, co mówiła August, napawało ją przerażeniem, lecz musiała przyznać, że było w tym ziarno trywialnej prawdy. Czy naprawdę była arogancka, uważając, że jest więcej warta żywa niż umarła? Pozostając przy życiu, dawała swoim prześladowcom dokładnie to, czego chcieli. Lecz sama idea, by zrobić co innego…
Pokręciła głową.
- Nie. Posłuchaj. Teraz, gdy jesteśmy tu we dwie, na pewno znajdziemy jakiś sposób. Zanim oni zorientują się, jak trzymać nas obie w ryzach.
August zaśmiała się gorzko, ocierając łzę.
- Jesteś tu od pięciu lat! Nie możemy się wydostać, Buffy. Jest tylko jeden sposób, by tam, na zewnątrz, nowy Pogromca mógł zwalczać siły ciemności. Jedna z nas musi umrzeć. Jeśli nie chcesz tego zrobić… ja to uczynię.
Cicho szurały stopami po kamiennej podłodze. Znowu zaczęły krążyć wokół celi. Buffy była stanowczo przeciwna temu, co się teraz działo, lecz musiała przyjąć to do wiadomości. Była to mroczna, przewrotna złośliwość losu, senny koszmar, który stał się rzeczywistością. Czuła suchość w gardle, lecz jednocześnie miała świadomość swej własnej siły, mięśni i ścięgien, które poruszały się z gracją i precyzją.
- Nie zabiję cię, August. Ale nie pozwolę też, abyś ty mnie zabiła.
Twarz dziewczyny pociemniała jeszcze bardziej. Z jej oczu spłynęły kolejne łzy. Pod fasadą Pogromcy widać teraz było zwyczajną nastolatkę.
- Niech cię diabli! - krzyknęła August głosem pełnym boleści i żalu. - Myślisz, że ja tego pragnę? Tam na zewnątrz są ludzie, których kocham. Każdego dnia umierają, usiłując powstrzymać inwazję wampirów. Ktoś musi ich bronić.
- Znajdziemy jakiś sposób. Być może trochę to potrwa…
Ale rozmowa już się skończyła. August spojrzała na nią zimno, ocierając ostatnie łzy z zaczerwienionych oczu. Miała mocno zaciśnięte usta, cierpiała, w końcu zadrżała na całym ciele i stanęła nieruchomo, przyjmując dobrze znaną Buffy pozycję wyjściową do walki. To była pierwsza rzecz, jakiej nauczyła się od Gilesa, gdy został jej Obserwatorem.
- August…
- Cicho - ucięła dziewczyna.
Skoczyła na Buffy, wyprowadzając kopnięcie z obrotu, wymierzone prosto w jej głowę. Buffy widziała uderzenie, była na nie przygotowana, lecz uniknęła ciosu jedynie dzięki swemu instynktowi. Gwałtownie odchyliła głowę w bok, odsuwając się od atakującej stopy dosłownie o centymetr. Prawą dłonią chwyciła August za kostkę. Szarpnęła z mocą w przeciwnym kierunku, powalając przeciwniczkę, która uderzyła barkiem w kamienną podłogę. Natychmiast jednak przetoczyła się na bok i koszącym ruchem podcięła obie nogi stojącej nad nią Buffy.
Upadając, Buffy błyskawicznie odwróciła się i ruszyła do ataku. Ukrywszy głowę w ramionach, potoczyła się na przeciwną stronę celi, po czym skoczyła na nogi tuż przy swoim łóżku.
August już na nią czekała. Gdy Buffy wyprostowała się, otrzymała boczne kopnięcie w klatkę piersiową. Nie była w stanie go uniknąć. Usłyszała trzask pękającej kości, straciła oddech. Upadła ciężko na plastikowe półki z ubraniami, które połamały się pod jej ciężarem.
Kiedy się poruszyła, w klatce piersiowej poczuła ogromny ból, lecz mimo to oparła się o ścianę pośród kawałków plastiku. Ostry odłamek przebił jej bok, lecz Buffy zignorowała przeszywający ból, który wydawał się niewielki w porównaniu z ogniem, jaki czuła w płucach, gdy tylko próbowała oddychać.
August wciąż miała zaciśnięte usta i oczy czerwone od łez. Wyprowadziła kolejne kopnięcie. Buffy liczyła na to, że młoda dziewczyna, wiedząc o uszkodzonej klatce piersiowej, potraktuje jej skuloną pozycję przy ścianie jako obronę. August była młoda. Dała się nabrać.
Otwartą dłonią sparowała uderzenie i odrzuciła August do tyłu. Odpychając się od ściany, miała wystarczająco silne oparcie, żeby powalić przeciwniczkę na ziemię. Pchnęła ją z takim impetem, że dziewczyna poleciała w powietrzu. Nie mogła uniknąć upadku. Po drodze uderzyła głową o kant stalowego stołu.
Uniosła się na rękach i kolanach, była jednak zbyt powolna, bezbronna.
Buffy wyprostowała się, sfrustrowana próbowała przerwać tę walkę, zanim doprowadzi ona do zakończenia, jakiego pragnęła August.
Była silniejsza od młodszej przeciwniczki. Zapewne również szybsza. August pełniła funkcję Pogromcy od sześciu miesięcy, może wcześniej trenowała przez rok lub dwa. Natomiast Buffy była Pogromcą ponad trzy lata, bezlitośnie ćwicząc swoje ciało. Uprawiała nie tylko gimnastykę, ale i walkę bokserską z cieniem oraz kata - sztukę walki, jaką stworzyła z połączenia różnych dyscyplin, których uczyła się wcześniej.
Teraz jednak próbowała przemówić do rozsądku dziewczynie - Pogromcy - znajdującej się na krawędzi szaleństwa, pozbawionej zdolności racjonalnego myślenia przez świat, w jakim żyła. Buffy odczuła niepokój: sprawy musiały wyglądać naprawdę źle, skoro pchnęły August do takiej desperacji.
Zresztą teraz nie miało to już znaczenia.
Dziewczyna chciała ją zabić. Aby tego uniknąć i móc porozmawiać z nią rozsądnie, będzie musiała przynajmniej unieruchomić przeciwniczkę.
Przyglądała się August szeroko otwartymi oczami, z uwagą, błagalnie.
- Nie powinno tak być.
August otrząsnęła się z uderzenia w głowę. Nie podnosiła wzroku na Buffy, lecz dłuższą chwilę po prostu przyjęła pozycję na czworaka.
- Nie powinno - zgodziła się. - Ale tak jest.
W milczeniu, z szybkością błyskawicy August skoczyła na nogi i rzuciła się na Buffy. Atak był prymitywny, brutalny, pozbawiony finezji, lecz okazał się skuteczny. Wykorzystała swój wyższy wzrost i większą wagę, rzucając Buffy na ścianę. Uderzenie pozbawiło Buffy oddechu, palący ból złamanych żeber odezwał się ze zdwojoną mocą.
Otwarta dłoń August trafiła dokładnie w ramię Buffy, wybijając je ze stawu z głośnym łupnięciem. Ból był przeogromny, rwący. Buffy zobaczyła wszystkie gwiazdy.
Powitała cierpienie jak starego przyjaciela.
Rozbudziło ją.
A zarazem rozgniewało.
Nim jednak zdążyła zareagować, August uderzyła ją szybko wyprowadzonym ciosem w twarz. Nos złamał się, popłynęła z niego krew.
Kolejny cios był chybiony. Buffy wykonała unik, pięść August wylądowała zaś na kamiennej ścianie. Coś pękło z trzaskiem w atakującej dłoni, lecz dziewczyna tylko stęknęła cicho.
- Dosyć - warknęła Buffy. - Wyczerpałaś już limit bezkarnych uderzeń.
Ciemna strużka krwi dosięgła jej ust, zwichnięte ramię wisiało bezwładnie, ale Buffy przystąpiła do natarcia, tym razem głową. Oszołomiona August zachwiała się. Przez chwilę przytrzymała w drugiej dłoni uszkodzoną pięść, wreszcie wykonała gwałtowny obrót, szykując się do kopnięcia.
Buffy uchyliła się, wymierzyła cios prosto w klatkę piersiową dziewczyny, która upadła na ziemię. Przebity bok wcale nie spowolnił ruchów Pogromcy, podobnie jak wybite ramię i złamany nos.
- Wstawaj - powiedziała Buffy. - Koniec walki. Jeśli będę zmuszona, złamię ci obie ręce, chociaż wcale nie mam ochoty karmić cię przez kilka następnych miesięcy.
August patrzyła na nią dziko. Znowu skoczyła na nogi, stając w pozycji do ataku. Nie zważała na swoją zdruzgotaną dłoń.
- Niech cię cholera - szepnęła Buffy.
Z okrzykiem bólu August wyprowadziła uderzenie zdrową ręką. Buffy znowu pochyliła się, lecz tym razem dziewczyna poszła za ciosem, minęła Buffy, by wyrżnąć z całej siły łokciem w tył jej głowy.
Rozwścieczona Buffy z trudem utrzymała się na nogach, a gdy odwróciła się do atakującej, ta znowu natarła. Za plecami miała stalowy stół. Wskoczyła na niego, unikając kolejnego uderzenia, po czym kopnęła prosto w złamaną dłoń August. Dziewczyna cofnęła się z wrzaskiem.
Z jej oczu znowu popłynęły łzy. Stała chwilę, oddychając ciężko, mierząc Buffy nienawistnym wzrokiem.
- Oni nas potrzebują, nie rozumiesz tego?
- Nie w ten sposób - odparła cicho Buffy. - Nie w ten sposób.
- Nie spocznę, dopóki jedna z nas nie umrze - przysięgła August.
Buffy tylko pokręciła głową, przyciskając do ciała zwichnięte ramię.
August pchnęła stół. Buffy wybiła się wysoko w górę i saltem przeskoczyła nad dziewczyną, lądując zgrabnie na obie nogi. Jednym płynnym ruchem kopnęła w głowę przeciwniczkę. August próbowała odchylić się, lecz uczyniła to o ułamek sekundy za późno.
Buffy nie miała czasu, by cofnąć uderzenie, które trafiło w miejsce, gdzie szczęka łączy się z szyją. Rdzeń kręgowy pękł z wyraźnie słyszalnym trzaskiem, ciało dziewczyny potoczyło się siłą ciosu i opadło jak worek kartofli na kamienną podłogę. August nie poruszała się. Buffy wiedziała, że nie żyje.
- Boże, nie - szepnęła.
Poczuła w oczach gorące łzy, lecz żal szybko ustąpił miejsca złości.
- Cholera, nie! - krzyknęła. - Nie! Nie! Nie!
Zdrową ręką zakryła sobie oczy, odwróciła się, zatoczyła małe koło. Co za koszmar. To na pewno zły sen. Jednak ostry ból w ramieniu i słodkawy smak własnej krwi na ustach były prawdziwe.
Leżąca przed nią dziewczyna imieniem August, Pogromca, nie żyła. To również była prawda.
- Jak to możliwe? - szepnęła. - Przecież wcale nie miało tak być. Głupia…
Nie miała wszak pewności, czy to ostatnie słowo było skierowane do August, czy też do samej siebie. Okrutny los. Tyle czasu spędziła sama, w końcu spotkała nie tylko człowieka, ale osobę, która wypełniała tę samą misję. Z tak tragicznym skutkiem.
Łzy płynące po policzkach Buffy sprawiały wrażenie chłodnych w porównaniu z jej rozgrzaną krwią. Uklękła przy August, odsunęła kosmyk włosów z jej twarzy o pięknych, śródziemnomorskich rysach. Patrzyła na nią, zastanawiając się, czy sama kiedykolwiek wyglądała równie młodo.
Ogarnęła ją złość, wściekłość silniejsza od wszelkich innych uczuć, jakich doznawała w ciągu ostatnich lat. Zabrali jej Gilesa - Camazotz i jego oddziały wampirów. Uwięzili ją. Jednak nie udało się im odebrać jej ani odrobiny nadziei i wiary.
Do chwili obecnej.
Zaciskając zęby, poczuła nagły przypływ adrenaliny, która postawiła ją na nogi. Zdrową ręką przeciągnęła August w pobliże drzwi. Gdyby zostały otwarte, uderzyłyby w ciało dziewczyny.
Potem wróciła na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą leżała August, nabrała głęboko powietrza i uderzyła się w złamany nos otwartą ręką. Aż krzyknęła z bólu. Pochyliła się nieco do przodu, by krew skapywała prosto na podłogę. Minęło kilka minut. Buffy podwinęła do góry swoją bluzkę i szukała po omacku dziury, jaką w jej boku zrobił odłamany kawałek plastiku, na który spadła. Rana już zaczynała się goić.
Rozdrapała ją paznokciem.
Znowu zaczęła krwawić.
Jednak utrata krwi wcale jej nie osłabiła, gdyż w tym momencie jej głównym motorem napędowym była nienawiść do wrogów, tak silna, jakiej nigdy dotąd nie doświadczyła. Mroczna, nieodparta, surowa.
Teraz nabrała kolorów. Świat stał się czerwony jak jej krew, czarny jak serce wampira.
Pozwoliła sobie na jeszcze jedną minutę odpoczynku. Oddychała powoli. Następnie wstała i podeszła do umywalki, wciąż przytrzymując zwichnięte ramię. Usiadła na podłodze. Z trudem objęła oburącz rurę, która wychodziła spod umywalki. Kładąc zdrową dłoń na chorej, by ta nie zmieniła pozycji, oparła stopy o ścianę, nabrała głęboko powietrza i wypchnęła nogi z całej mocy do przodu.
Kąt był niezbyt korzystny, lecz ogromna siła spowodowała, że ramię wróciło na swoje miejsce w stawie barkowym. Czuła się tak, jakby ktoś próbował rozdzielić jej kości za pomocą noża z piłką. Mogła powstrzymać okrzyk bólu, przygryzając wargi, lecz nie zrobiła tego.
Rozchyliła usta, wydając przeraźliwy długi wrzask, wyrzucając z siebie nagromadzony ból i cierpienie. Udało się jej wstać i doczłapać do połamanych plastikowych półek. Chwyciła ostry odłamek, podniosła go i wykonała precyzyjne, poziome cięcie. Podcięła sobie gardło.
Sycząc, nabrała powietrza przez zaciśnięte zęby, gdyż rana paliła ją piekącym płomieniem. Była jednak dość płytka. Żadne ważne organy nie zostały uszkodzone. W porównaniu z poprzednią kontuzją ramienia, to była niemal błahostka.
Drżąc z bólu i podniecenia, wróciła w miejsce, gdzie przedtem krwawiła. Na podłodze widniała mała kałuża krwi. Według Buffy było jej trochę za mało, lecz to musiało wystarczyć.
Upuściła na ziemię swój plastikowy sztylet i położyła się na boku, dotykając policzkiem lepkiej krwi.


Maddox biegł szybko korytarzem, trzymając w zębach papierosa, w ręku zaś ponadpółmetrowy paralizator. Jeden ze strażników - młody rekrut imieniem Theo, zupełny żółtodziób - biegł za nim jak wierny szczeniak.
- Jak myślisz, Maddox, co się tam dzieje? - gruchał podniecony Theo. - Słychać było głośne wrzaski. Brzmiało to dość nieprzyjemnie. Chyba Pogromcy wdali się w bezpośrednią walkę. Chciałbym to zobaczyć.
- Przekonamy się.
Pokonali zakręt. Maddox ujrzał czterech innych  wartowników - dwóch pełniących służbę przy drzwiach oraz dwóch innych, którzy zapewne zbiegli z wyższego poziomu, gdy zaczęła się szamotanina.
- Co tu się dzieje, do cholery? - rzucił ostro Maddox.
- Mówiłem ci. - Theo uśmiechnął się. - Rozrywają się na strzępy. Kiedy kazałeś umieścić w celi tę nową dziewczynę, spodziewałem się wszystkiego, ale nie walki.
Maddox zatrzymał się, chrząkając gniewnie.
- Kto cię spłodził?
- Harmony. - Zamrugał Theo.
- No jasne - westchnął Maddox.
Lekko przystawił paralizator do piersi Theo. Młody wampir podskoczył i zatrząsł się, gdy prąd elektryczny przebiegł przez jego ciało. Miał szeroko otwarte oczy, które błyszczały na tle czarnego tatuażu, tatuażu, któremu - według Maddoksa - przynosił wstyd. Po chwili upadł na ziemię, wykonując konwulsyjne ruchy. Przez rozchylone usta z czubka języka, który sobie właśnie odgryzł, sączyła się krew.
Z westchnieniem Maddox odwrócił się do czterech strażników. To były w pełni wartościowe wampiry o jarzących się pomarańczowo oczach i ponurych obliczach. Wcale nie przejęły się tym, co przed chwilą zobaczyły. A jeśli nawet się przejęły, zręcznie to ukrywały.
- Przypomnijcie mi, żebym zabił Harmony - powiedział.
Wampiry w milczeniu kiwnęły głowami.
- Gotowi?
Wszystkie ujęły w dłonie paralizatory podobne do tego, jaki trzymał Maddox, tyle że trochę mniejsze, nadające się do noszenia u pasa. Maddox wyczuwał węchem krew, której zapach sączył się z celi przez szparę pod drzwiami. Zaniepokoił się. To on był odpowiedzialny za więźniów.
- Otwórzcie - rzucił strażnikom, wskazując gestem drzwi.
Stojący z przodu Brossi rzucił mu krótkie spojrzenie. Oprócz Maddoksa był jedynym wampirem, który pełnił tu służbę od samego początku. Obaj znajdowali się w grupie, która onegdaj pochwyciła Buffy Summers. Wiedzieli, do czego jest zdolna.
Świadectwem tego były już same drzwi, zaopatrzone w trzy zamki, rozmieszczone w równych odległościach. Każdy z nich miał grubą na cal zasuwę, która wsuwała się w metalową ramę, a ta z kolei była głęboko wbita w metrowej grubości beton tworzący wejście. Były jeszcze dwa dodatkowe sworznie - na dolnej i górnej krawędzi drzwi - ale już bez zamków.
Otwarcie zamków i odciągnięcie rygli zajęło Brossiemu kilkanaście dobrych sekund. Spojrzał z wahaniem na Maddoksa. Wyraz jego twarzy uległ wyraźnej zmianie, stał się brutalny, typowy dla wampira. Oblizał językiem wydłużone nagle kły.
Maddox potrafił się lepiej kontrolować, lecz nie miał za złe Brossiemu, że się boi. Za każdym razem, gdy otwierali te drzwi, czyli dwa razy dziennie, musieli być przygotowani na walkę. Kiedy myśleli, że Summers została zmuszona do posłuszeństwa, wtedy jej kolejny atak był najbardziej prawdopodobny. Gdy Maddox otrzymał polecenie, by umieścić w celi drugą dziewczynę, miał najgorsze przeczucia. To było prowokowanie kłopotów. Bez wątpienia o wiele trudniej byłoby dostarczać jedzenie obu więźniarkom.
Ale tego, co się stało, zupełnie nie oczekiwał.
- Uwaga - powiedział Maddox do strażników.
Brossi odciągnął dolny i górny rygiel, wysuwając je gwałtownym ruchem z metalowej ramy. Nie sposób było wykonać tę czynność bezgłośnie, więc postanowił szarpnąć bardzo szybko. Za nim stali pozostali strażnicy z gotowymi do akcji paralizatorami. Na ich wytatuowanych twarzach nie było widać żadnych emocji, jedynie oczy połyskujące światłem zdradzały pewien niepokój. Z tyłu w bezpiecznej odległości stał Maddox. Nie był tchórzem, wręcz przeciwnie. Gdyby to wszystko okazało się mistyfikacją i Pogromcy powybijaliby strażników, wtedy on musiałby ich powstrzymać przed ucieczką.
- Naprzód! - rozkazał.
Brossi otworzył drzwi, napierając na nie ramieniem, przygotowany do walki. Drzwi uchyliły się na kilkadziesiąt centymetrów, po czym z głuchym odgłosem uderzenia zatrzymały się na czymś miękkim. Wampir cofnął się o krok, gotowy na odparcie ataku. Jednak nic się nie działo, więc po chwili znowu naparł na drzwi całym ciałem. Otworzyły się powoli, usuwając niewidzialną przeszkodę na bok.
- Co to ma być? - spytał Maddox, starając się spojrzeć ponad ramionami strażników.
Stojący w przejściu Brossi rzucił mu szybkie spojrzenie.
- Ta nowa leży na ziemi.
Z głośnym przekleństwem Maddox odsunął wartowników na bok i stanął za Brossim. Jego zadanie polegało nie tylko na tym, by uniemożliwić Pogromcom ucieczkę, ale również by utrzymać ich przy życiu. Spojrzał ponad ramieniem Brossiego, starając się zajrzeć w głąb celi. Musiał się upewnić, czy Summers nie czai się do ataku. Nagle odwrócił się i popatrzył ostro na strażników.
- Cofnąć się. Jeśli któraś z nich ruszy do drzwi, macie ją przytrzymać. Możecie im coś złamać, przypalić, ale chyba nie muszę mówić, co się stanie, jeśli jeden z was którąś zabije.
Szturchnął Brossiego.
- Sparaliżuj ją.
Spojrzał na leżącą na podłodze nieruchomą postać młodego Pogromcy, potem znowu rozejrzał się po celi. Drzwi nadal były jedynie częściowo otwarte. W dalszym ciągu nie widział Summers.
Ale przecież musi tu być, pomyślał. Nagle przestraszył się. Ta kobieta miała w sobie coś, co zawsze przyprawiało go o dreszcze. Jak wszyscy ludzie była pełna ciepła i delikatności, miała jednak w sobie również coś niemal mistycznego, duchowego. Zawsze gdy na niego patrzyła, w jej oczach widział obietnicę; obietnicę zemsty.
Brossi wysunął ramię uzbrojone w paralizator. Maddox cofnął się o pół kroku na wypadek, gdyby drzwi nieoczekiwanie zatrzasnęły się. Sam też trzymał w ręku gotową do użycia broń.
Patrzył, jak Brossi trąca urządzeniem leżącego Pogromcę. Prąd elektryczny z trzaskiem przeszywał ciało dziewczyny. Maddox poczuł w nozdrzach swąd spalonych włosów, jednak ciało wykonało jedynie nieznaczny ruch. Żadnych typowych reakcji mięśni na impuls elektryczny.
- Cholera - wyszeptał Maddox. Koniec ze mną.
Dziewczyna wyglądała na ciężko pobitą. W tej celi musiała się odbyć regularna, ostra walka. Jeden Pogromca leżał martwy. Co się jednak stało z drugim?
- Summers, wchodzę do środka. Odsuń się od drzwi! - zawołał.
Gestem kazał Brossiemu zejść na bok, po czym kopnął drzwi z całą siłą, na jaką było go stać. Pod wpływem uderzenia ciężkim skrzydłem coś pękło w znajdujących się na podłodze zwłokach. Przejście poszerzyło się o kilkanaście centymetrów.
Ale to wystarczyło, by Maddox ujrzał posiniaczoną i pobitą Buffy Summers leżącą w kałuży własnej krwi. Miała przecięte gardło. Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami.
- Nie! - krzyknął Maddox. Machnął pięścią w powietrzu, po czym wyrżnął nią z całej siły w drzwi, nawet nie czując bólu. - Nie, do cholery!
Wściekły, a zarazem ogarnięty przerażeniem zaczął myśleć, co go teraz czeka. Wszedł do środka. Paralizator zwisał swobodnie u jego boku. Zdumiony spoglądał na zdruzgotane plastikowe półki, rozrzucone ubrania. Nie ruszając się z miejsca, obejrzał plastikowy odłamek, który z pewnością rozciął szyję Buffy.
- Maddox, jak… - zaczął Brossi.
Umilkł zgromiony spojrzeniem Maddoksa.
- Ta nowa poderżnęła gardło Summers, która przed śmiercią złamała jej kark.
- No, nie wiem - rzekł powoli Brossi. - Lepiej się cofnąć. Daj jej parę woltów, zanim podejdziesz bliżej.
Maddox z wahaniem przyjrzał się twarzy Buffy, jej nawiedzonym oczom, które tyle razy obiecały mu śmierć. Teraz nic w nich nie było. Wyglądały jak zmatowiałe szklane paciorki.
Leżała z lekko rozchylonymi wargami. Krew z przeciętego gardła tworzyła małą kałużę tuż przy jej ustach. I właśnie to przekonało Maddoksa. Cały bok jej twarzy - łącznie z włosami i nosem - leżał we krwi, usta miała otwarte… gdyby żyła, mogłaby poczuć jej smak. Własnej krwi. Jak wampir.
Jej klatka piersiowa spoczywała nieruchoma, w oczach nie było właściwego im blasku. Ten fakt przekonał Maddoksa ostatecznie.
Jednak wyciągając przed siebie paralizator, nadal zachowywał ostrożność. Oczy Pogromcy nadal wzbudzały w nim nieprzyjemny dreszcz. Czubek broni przesunął się ku twarzy leżącej, wywołując jedynie ledwie dostrzegalny skurcz. Dla bezpieczeństwa dotknął jeszcze ramienia Buffy. Ciało drgnęło lekko, ale to widział już wcześniej. Prąd elektryczny wywoływał taką właśnie reakcję nieżywego ciała. Włosy na głowie kobiety nastroszyły się nieznacznie pod wpływem działania sił elektrostatycznych.
- Ona nie żyje - powiedział smutno Maddox. - Co ja teraz zrobię, do jasnej cholery?
Już chciał dotknąć paralizatorem jej oczu, gdy tknęła go pewna myśl. Odwrócił się do Brossiego.
- Ale czy na pewno? - Uśmiechnął się. - Przecież on nigdy tu nie przychodzi, prawda? Zamkniemy z powrotem drzwi i zostawimy je tutaj.
Brossi miał posępną minę.
- Ale pozna prawdę, gdy zjawi się nowy Pogromca.
- Do tej pory może nas już nie być - rzekł ostro Maddox. - Świat jest duży.
Brossi zwiesił głowę. Całe napięcie uchodziło z niego. Stojący na zewnątrz strażnicy zrozumieli, co się dzieje. Jeden z nich, Haskell, wyrwał się i pobiegł. Jego kroki odbijały się głośnym echem w korytarzu. Brossi na moment zwrócił się w tamtą stronę, lecz po chwili spojrzał znowu na Maddoksa.
- Nie można daleko uciec - powiedział. - To już koniec, Maddox.
- Nigdy nie chciałem tej roboty! - zawołał Maddox. Ściany celi odbiły jego słowa.
Skołowany, odwrócił się ponownie do leżącej Buffy. Czuł ogarniającą go wściekłość, pomieszaną ze strachem. Odsunął nogę, by kopnąć zwłoki. Jego but wbił się w ciało… ruchome ciało. Wtapiając się w płynny ruch Maddoksa, owinęła się wokół jego nogi, uniosła nieco i złamała mu ją w kolanie.
Maddox wrzasnął.
Opadając na ziemię, poczuł, jak ktoś gwałtownym szarpnięciem wyrywa mu paralizator, a po chwili Buffy Summers, Pogromca, stała już nad nim. Jej zmartwychwstanie było tak nagłe jak u wampira, jednak wywołało o Maddoksa ogromny szok.
Pomimo rozdzierającego bólu w nodze, uśmiechnął się. A jednak ona żyje!
- Maddox! - zawołał Brossi.
- Nie zabijaj jej! - ryknął w odpowiedzi.
Mimo wcześniejszego zakazu, pozostali wartownicy zaczęli wchodzić do celi. W porównaniu z Buffy ruszali się jakby w zwolnionym tempie. Ich oczy wyrażały strach. Maddox wcale się im nie dziwił. Dla nich Summers zawsze była tylko więźniarką, lecz nigdy nie lekceważyli niebezpieczeństwa, jakie groziło z jej strony.
Kiedyś Camazotz ukrywał przed Kakchiquelami fakt istnienia Pogromcy, lecz po jej schwytaniu ta sytuacja uległa zmianie. Teraz słuchali opowieści o Pogromcach, wiedzieli, że Summers jest jednym z najbardziej niebezpiecznych, jacy kiedykolwiek żyli. Dla ich całej społeczności dziewczyna zamknięta w tym specjalnym więzieniu stała się postacią mityczną.
A teraz widzieli, jak umiera. Dotknięta paralizatorem, ledwie zareagowała. Straciła dużo krwi. Wydawało się, że walczyli ze straszliwym upiorem Pogromcy, nie zaś z człowiekiem z krwi i kości. Nie z kobietą, lecz ze straszliwym potworem, którego bały się nawet istoty ze świata ciemności.
Przedtem cały czas trzymali ją w klatce.
A teraz ona miała broń.
W celi panował półmrok. Maddox wyciągnął rękę do metalowego stołu i z wysiłkiem próbował wstać. Summers poruszała się tak szybko, że z trudnością nadążał za nią wzrokiem. W sumie byłoby lepiej, gdyby miała do dyspozycji kołek. Brossi został porażony prądem, a następnie pozbawiony głowy. Dwaj pozostali najpierw utracili broń, a po już chwili legli połamani na ziemi. Maddox mógł się temu jedynie przyglądać.
W końcu ruszyła na niego.